Strona głównaKrajeGrecjaRejs po wyspach greckich, maj 2012 r., cz. 1

Rejs po wyspach greckich, maj 2012 r., cz. 1

Rejs po wyspach greckich w odcinkach:
Część 1 – Warszawa-Lavrion
Część 2 – Lavrion-Kithnos-Siros
Część 3 – Siros-Mykonos-Delos-Naxos
Część 4 – Naxos-Amorgos-Santorini-Ios
Część 5 – Ios-Milos-Serifos
Część 6 – Serifos-Kithnos-Kea-Lavrion-Warszawa

Prolog

– Pojechałabym na jakiś rejs – powiedziała Ruda zupełnie nie znienacka.
– Yhm – odpowiedziałam inteligentnie, gapiąc się tępo przed siebie.
– To kogo bierzemy do załogi?…
– I kogo na kapitana?…
Potem odezwał się Serwan. A potem to już wszystko razem się ogarnęło i nagle okazało się, że Bavaria 45 Cruiser jest nasza. Skład załogi nie był jasny niemal do samego końca, Serwan poszukiwał przejściówki do wody, Wilczy ciągle grzebał w matematyce, a ja zajęłam się upychaniem wszystkich ważnych rzeczy do plecaka. Pakowałam się chyba ze 4 razy, zmieniając po drodze plecak, aż w końcu osiągnęłam stan “brońcie bogowie przed otwarciem, bo się wysypie i pozabija” ;) I mogłam jechać na wakacje!

Trasa rejsu
Trasa rejsu

Sobota, Warszawa – Ateny (Lavrion)
Czyli poznajemy Maję of Sweden

O jakiejś wściekle porannej godzinie zwlekliśmy się z łóżka. Obijając się o ściany, poszłam zorganizować jakieś śniadanie. W drzwiach pokoju powstrzymało mnie mamrotanie Wilczego:
– A ja miałem ze sobą spodnie?…
Hm.
Siedzimy przy tym śniadaniu, zasypiając nad kanapkami.
– Czy my możemy się kiedyś wyspać na wakacje?… – zapytałam retorycznie.
– No… ale przynajmniej jest jasno. I nie leje…
– Jak nie?
– Yyy?
– Widziałam ludzi z parasolkami… I słyszałam takie pa, pa, pa…
– Ludzie ci mówili: “papa”?
– Nie, to krople deszczu mówiły o parapet!…
Wreszcie znaleźliśmy się na lotnisku, walcząc wcześniej z korporacjami taxi, które przez niemal godzinę nie były w stanie wysłać po nas taksówki. Tanie korporacje, znaczy. Ta droższa wysłała od ręki…
Na lotnisku usiłowaliśmy się odprawić samodzielnie, udało nam się połowicznie, bo informację o odprawieniu się dostaliśmy na telefon, zamiast sobie wydrukować kartonik, jak to zrobiła Ruda. Trochę techniki i się człowiek gubi ;p
Serwan w swoim wielkim kapeluszu meksykańskim, Małgosia i Ruda już byli, chwilę po nas dotarła Agnieszka. JOrka z Walusiem mieli dojechać w poniedziałek, więc w 6 osób poszliśmy nadać bagaże. Zaraz potem spotkałam Mariusza, który się nami niejako zaopiekował :) Albowiem miałam pewne wątpliwości, czy gitara nie będzie stanowiła problemu i trochę spanikowałam. Ale udało się przejść kontrolę bezpieczeństwa bez żadnego problemu, nawet bez wyciągania sprzętu foto z plecaka, jedynie – jak zawsze – pasek ze spodni, spinka z włosów i buty z nóg. Striptiz normalnie.
Mariusz pozwolił wsiąść na segwaya i okazało się, że to wcale nie jest tak trudno opanować, ale człowiek musi przestać się chwiać i kiwać ;)
Jeszcze tylko zakupy, czyli rum i wreszcie znaleźliśmy się w samolocie.
Stanęliśmy na końcu pasa i stoimy.
– Na co my czekamy? Korek jakiś, czy co?…
Lądują dwa samoloty, my nic.
– Nie, rozkopali pewnie. ZTM chce tu puścić tramwaj…
Do picia dostaliśmy wodę i wino w przeciekających szklaneczkach. Po winie zrobiłam Serwanowi i Małgosi zdjęcie i stwierdziłam:
– Jesteście niewyraźni. Wszyscy jesteśmy niewyraźni. Ja to mam zamiar być niewyraźna do końca rejsu – pomyślałam ciepło o winie LOT-owskim…;)
– Nad czym lecimy?
– Nad chórem.
– Nad czym?!?…
– No nad chmurami…

W Atenach ciepło, słonecznie i przyjemnie. Zaraz znaleźliśmy przystanek, skąd odjeżdżał bus do Marcopulo, gdzie mieliśmy się przesiąść w autobus do Lavrionu. Mieliśmy sporo bagaży, ale okazało się, że to nie stanowi problemu dla kierowcy – rzuciliśmy plecaki i worki na podłogę przy wejściu, a kierowca oparł sobie na nich rękę i trzymał je w czasie wiraży… a my tylko patrzyliśmy, czy nie uciekają i czy nie rzucają się na innych pasażerów ;)
Potem przesiadka w porządny autobus z gościem sprawdzającym bilety. Kierowca na przedostatnim przystanku, już w Lavrionie, zapytany o port, pokiwał głową, że tak, to następny przystanek i w ten sposób zawiózł nas do portu promowego… a powinniśmy wysiąść w centrum, przy porcie jachtowym. No cóż. Czekała nas wycieczka z powrotem z bagażami…

Lavrion
Doskonałe miejsce na start rejsów po Cykladach – lepsze niż Ateny, bo leży na końcu cypla. Nieduże miasteczko z supermarketem, w którym zaopatrują się chyba wszyscy żeglarze :) Tradycyjnie dowóz produktów na keję w cenie zakupów, plus jako bonus pięć zgrzewek wody. Dojazd z lotniska w Atenach autobusem z przesiadką w Marcopulo, bilet na całą trasę – 4 euro od osoby. Autobusy odjeżdżają co godzinę.

Czekamy na zaokrętowanie
Czekamy na zaokrętowanie
Przejmowanie jachtu
Przejmowanie jachtu

Budkę Navigare Yachting znaleźliśmy bez problemu, zrzuciliśmy bagaże na kupę, chłopaki zajęli się przeglądaniem i podpisywaniem papierów, a ja, Ruda i Agnieszka poszłyśmy na zakupy. Wszystko pięknie, mapkę dostałyśmy, ale jakoś za diabła nie chciała zgodzić się ze stanem faktycznym ulic i w rezultacie poszłyśmy kompletnie nie w tę stronę. W końcu jakiś gość na rowerze nas podprowadził i trafiłyśmy do supermarketu, i zaczęło się szaleństwo zakupowe.

Prócz darmowego dowozu dostaliśmy jeszcze pięć zgrzewek wody gratis, wszystko – łącznie z podpisywaniem papierów na dostawę – trwało strasznie długo, ale w końcu się udało. Zostawiłyśmy zakupy w sklepie i poszłyśmy do portu tym razem krótszą drogą.

Chłopaki przejmowali jacht. Przeniosłyśmy zatem wszystkie graty na keję, żeby już mieć blisko, niebawem przyjechały zakupy, pozostało tylko czekać i smażyć się w słońcu. Było cudownie…;p Wreszcie cała akcja – przejmowanie się skończyło, ktoś sprytnie położył tylną klapę i zrobiło się bardzo wygodne miejsce do wnoszenia bagaży i zakupów. Mogliśmy zaanektować łódkę :)

Maja of Sweden
Bavaria 45 Cruiser z 2011 roku, długość 14,27 metra, waga: niecałe 13 ton, 100 m² żagla. 4 kabiny z podwójnymi kojami, dwie koje w mesie, tylne kajuty mają własne łazienki, przednie – oddzielną łazienkę i oddzielną toaletę. Dwie lodówki i jeden nieduży zamrażalnik. Niby wyposażenie fajne, ale na całym jachcie brakowało udogodnień typu wieszaczki na mokre sztormiaki (tak, tak, bo w Grecji pływa się tylko przy dobrej pogodzie…). Schowków zęzowych nie było w ogóle, na szczęście w siedzeniach było sporo miejsca na napoje. Naczynia kuchenne niestety śmierdziały potężnie anyżkiem, zapach nie do wywabienia. No i kadłub może i był z 2011 roku, ale jego osprzęt raczej już wiekowy, o czym mieliśmy się niebawem przekonać…

Na kolację poszliśmy do knajpki i chyba tam była nasza pierwsza gumowata ośmiornica. I Mythos, oczywiście, niegumowaty ;) Wieczór skończył się imprezą na deku…:) Oraz jazdą z hydrauliką, bo okazało się, że jest jakiś problem z wypompowaniem wody z prysznica dziobowego. Do tej pory nikt nie wie, jakim cudem to działa i co powinno być ustawione, żeby działało ;)

Z dziennika pokładowego:
Wieczór z hydrauliką; 2×1,5 l wina, brak świateł przy odbiorze, psyche burczy prysznicem.
0230 – wino wyszło.
Polacy drą japy na utce obok.

Czytaj dalej, część 2 – Lavrion-Kithnos-Siros

Odpowiedz

Skomentuj
Podaj swoje imię

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość? Skąd przybywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd dążyli? Alboż kto wie, dokąd dąży?

Denis Diderot "Kubuś Fatalista i jego pan"

Najchętniej czytane