Strona głównaKrajeGrecjaRejs po wyspach greckich, maj 2012 r., cz. 5

Rejs po wyspach greckich, maj 2012 r., cz. 5

Rejs po wyspach greckich w odcinkach:
Część 1 – Warszawa-Lavrion
Część 2 – Lavrion-Kithnos-Siros
Część 3 – Siros-Mykonos-Delos-Naxos
Część 4 – Naxos-Amorgos-Santorini-Ios
Część 5 – Ios-Milos-Serifos
Część 6 – Serifos-Kithnos-Kea-Lavrion-Warszawa

Poniedziałek, Ios, Ios – Adamas, Milos
Czyli zagrajmy w „Zabić Walusia”

Waluś zdążył wrócić na jacht, zanim wyszliśmy z portu, czyli przed 0715. Zrobił śniadanie i poszedł spać :) JOrka skomentowała potem:
– Nie mogę wejść do pokoju, bo mam tam bimbrownię…

Na deku nic się nie dzieje. Ruda siedzi za sterem, generalnie wszyscy coś czytają, Wilczy gapi się w przestrzeń. Wychodzę z logbookiem z zamiarem spisania nas i mówię:
– E, sternik… Sternik! – krzyknęłam, bo Ruda mnie olała ;)
Na wrzask poderwała się, rozejrzała po morzu i usiadła.
Zaczynam pytać:
– Trip?
Odpowiedziała.
– Kierunek wiatru?
– Neeeee… – aha, NE.
– Siła wiatru?
– Jeden.
– Stan morza?
– Yyyy… – to była najczęstsza odpowiedź na to pytanie :) Druga zaraz po niej brzmiała: “Eeee…”.

Przy następnej okazji na pytanie o stan morza Ruda odpowiedziała:
– Dwadzieścia, przecinek, cztery stopnie Celsjusza…

– Mamy zwis przedni – Wilczy skomentował łopoczącego foka. – Zwisa i nie ciągnie.

Z dziennika pokładowego:
W wierszu z godziny 1000, w rubryce “Kierunek wiatru” widnieje śliczny zawijas ze strzałką i wpisane po kolei: NE, E, SE. Istotnie, wiatr kręcił jak szalony.
W rubryce dotyczącej żagli stoi smutne “E tam”.
Nie lepiej jest później: godzina 1200 – “Fok smętnie zwisa”, godzina 1300 – “Zwis przedni”.
Ale im później, tym lepiej, od 1500 jest już F, a o 17.20 nawet F i G :)

– Ryba się rozmraża za burtą – oznajmiła jOrka, czym wywołała ogólne poruszenie, chociaż w sumie każdy był świadom tej ryby.
– Ale z daleka od odpływów z kanalizacji?
– Nad wodą…
– Ile razy można zjeść ten sam obiad?…
– Taki smak to chyba tylko Japończycy by znieśli…

Z racji tego, że zgłodnieliśmy, a ryba jeszcze się nie nadaje do smażenia, robimy z Rudą grzaneczki przygotowane jeszcze przez Walusia oraz sałatkę z pomidorów, słuchając jednocześnie UKF-ki, bo wielce interesująco się zrobiło w eterze. Trwa dyskusja włoskiego statku wojskowego z portem w Chani, dokąd ów statek się udaje. Tłumaczymy na bieżąco:
– Tu italian warship, potrzebujemy jedną fajkę i dwa czołgi.
– Aha, wpadną na Kretę i zapłodnią połowę portu…
– Chcemy was zaatakować, ale brakuje nam czołgu, dajcie nam ze dwa…
– Historia uczy, że dwa nagie miecze można dać, to i czołgi też.
– Nagie czołgi.
– Czołgi w ubrankach…

Po chwili:
– Aaa! To nie były fajki i czołgi, tylko pilot service i holowniki!… IMG_0460 Tymczasem rozpędziliśmy się i chwilami mamy nawet 7 knotów na prędkościomierzu. Szaleństwo!

W rubryce “stan morza” widnieje: “1Y”, czyli już nie wielkie “Yyyy”, postęp.

O 1630 mamy mały alarm delfinowy, zwierzątka pływają przed naszym dziobem tak blisko, że chyba ocierają się o kadłub. Przekręcają się wzdłuż własnej osi, wyskakują nad wodę i generalnie widać, że bawią się doskonale, acz krótko – po kilku chwilach odpływają i tyle je widzieliśmy.

Milos
Cyklady Zachodnie. Powierzchnia wyspy: 151 km². Długość linii brzegowej: 126 km. Miejsce kultu bogini Wenus. Właśnie tutaj znaleziono słynną Wenus z Milos :) Jedna z najpiękniejszych wysp, z powulkanicznymi, olśniewająco białymi plażami Sarakiniko. Niegdyś wyspa pełna była kopalni minerałów.

W Adamas na wyspie Milos cumujemy o 1845 i wieczór poświęcamy na granie w mafię…
– W miasteczku jest mafia.
– Taksówkarska.
– Waluś jest w mafii, bo dobrze wygląda.
– Ja jestem mocno zbudowany. On to jest gruby po prostu… – stwierdził Waluś, pokazując na Wilczego.
– Obaj dbają o linię. Żeby była gruba i wyraźna – podsumowała jOrka.

Jasna sprawa, że wszyscy chcieli utłuc Walusia, więc czym prędzej przechrzciliśmy grę.
– W co gramy?
– W “Zabić Walusia” :)

– Wstaje noc. Walusie idą w miasto…

Dyskutujemy, kto jest w mafii. Waluś się wypowiada:
– Ja na ciebie leciałem na serpentynach, Ruda. Ale teraz zmieniam zdanie… Urwijmy łeb pełzającej konkurencji! – pokazał palcem na Rudą.
– Zabijmy tradycyjnie Walusia. Oraz Serwana.

Wilczy ni stąd ni zowąd poinformował zebranych:
– Wilczy nie jest w mafii.
Jakoś nikt mu nie uwierzył… Ciekawe, czemu.

– Może jakąś dyskotekę zrobimy? – próbował coś zmienić Waluś.
– Ty po alkoholu jesteś nadaktywny – zaoponowała jOrka. – Nalej sobie wina i siadaj!

W jednej z gier Waluś postanowił być przyzwoity i nie wylosował mafiozy. Skutkiem czego nikt nie chciał go zabić.
– Na Walusia jest zero głosów pierwszy raz w historii mafii…
Wilczy za to zebrał 4 głosy, co przesądziło. Jako bóg oznajmiłam:
– Utłukliście Wilczego. Wilczy, przyznaj się teraz…
– Nie!…
– Proszę, powiedz to ludziom prosto w twarz!…
– Jestem ogrodnikiem!…
– A co robi ogrodnik?…
– Zakopuje ciała…
– Wyrywa chwasty!…
– Ogrodnik jest zawsze winny.
– A listonosz nie puka dwa razy.
– Tak po radziecku gadają, że ja nic nie wiem…
– No skoro jest ogrodnikiem, to musi być mafią.

Kiedy musieliśmy przerwać grę, bo Agnieszka rozmawiała przez telefon, to stwierdziliśmy:
– Dobra, to teraz wyłączamy telefony.
Po chwili ciszy:
– I zamykamy kible!…
Agnieszka wróciła, gramy dalej, po kolejnej nocy w miasteczku jest nowa ofiara…
– Znaczy mogę iść zapalić, bo już nie żyję? – Waluś.
– Chciałbyś… – dementuję. – Niestety, przeżyłeś tę noc. – Waluś się cieszy. – Ale za to wiesz, jakiego masz kaca?…

Wyjątkowo mafia poniosła klęskę, miasteczko udało się uratować, informuję, kto był kim, Waluś – katani – do Agnieszki:
– Widzisz? Mówiłem ci! Mówiłem!… Nie chciałaś mi wierzyć!…
– No dobrze, mówiłam, że następnym razem ci uwierzę…
– Następnym razem to on będzie w mafii…;)

Mafia nam się rozlazła, Wilczy poszedł spać, Waluś za to zaczął snuć plany uprowadzenia Coast Guardu. Nie całego, jednego okrętu tylko :) Namawiał Małgorzatę do uczestniczenia w spisku…
– Podejdziesz tutaj i ich zagadasz…
– Ale co ja mam do nich gadać?
– Nie wiem, wszystko jedno, co, a my wtedy podejdziemy od tyłu… – pokazywał akcję chrupkami – zapakujemy się na ten okręt, zwiążemy załogę i tak ich przewieziemy, że będą potem rzygać jeszcze dwa tygodnie!…
– To ja może jednak zostanę… – mówi Małgosia.
– A ja też mogę zostać? – pyta Serwan.
– No ale tylko ty wiesz, jak to poprowadzić!… – oponuje Waluś. – Bo jak ja się do tego zabiorę, to obawiam się, że to się rozpieprzy…
Jednak nie udało się namówić Serwana na podprowadzenie jachtu Coast Guardu i większość załogi poszła spać.

Wtorek, postój w Adamas, Milos
Czyli dzień na lądzie

Z dziennika pokładowego:
0300 Uspokoiło się i przestało rzucać łódką – można iść spać :)

Tyle zapisałam jeszcze zanim padłam. Ale rano wiatr znów się zerwał. Rozwiało się do 6B i właśnie wtedy zaczęliśmy przestawiać łódkę do wnętrza portu. Jak już się przestawiliśmy, wiatr spadł do 3B…;)

W planach była wycieczka po wyspie. Nie dało rady inaczej, bo połowa załogi pamiętała piekarnię z poprzedniego rejsu i w ogóle mowy nie było, żeby do niej nie zajechać :) Wzięliśmy dwa auta (no dobra, dwa rzęchy, za to były tanie, po 20 euro ;) i ruszyliśmy na podbój wyspy.

Milos, port rybacki

Waluś się zaprzyjaźnia w 3 sekundy :)
Tu jesteśmy, a dokąd dojedziemy?

W piekarni rzuciliśmy się na słodkości. Na chleb też, ale najważniejsze były słodycze. Lepkie, ciągnące się, kapiące… Achhh, rewelacja!

Jak już się nasyciliśmy (i opróżniliśmy portfele), pojechaliśmy do Sarakiniko – pumeksowych plaż położonych na północy wyspy. Krajobraz iście księżycowy, tyle że wszędzie biało. Pięknie :)

Obeszliśmy wszystko, Waluś się wykąpał, my z Wilczym wleźliśmy jeszcze do jaskiń, te były ewidentnie dziełem człowieka.

Jak już się napatrzyliśmy, ruszyliśmy dalej – do Pollonii, miasteczka po przeciwnej stronie wyspy niż nasz port. Tam zalegliśmy w knajpce z widokiem na zatokę, zamówiliśmy jakieś kawki i sałatki, i zrobiło nam się błogo. No, prawie :)

Podczas dyskusji przy kawie jOrka stwierdziła:
– Wiecie, na czym polega wymiana opinii? Idziesz do psyche z własną opinią, wracasz z jej!

Serwan i Małgosia poszli na spacer po plaży. Ruda zauważyła:
– Serwan kaczki puszcza!
– Ludzie puszczają różne zwierzątka. Kaczki. Bąki. Pawie – podsumował Wilczy.

Sarakiniko
Sarakiniko
Sarakiniko
Sarakiniko
Pollonia
Załoga się leni
Sałatka grecka
Pollonia

Jeszcze spacer dookoła miasteczka. Poprzyglądaliśmy się, jak pani bieliła murek swojego domu.

W końcu jedziemy dalej – do Paleochory, na obiad :)

Na mapie otrzymanej w wypożyczalni jest zaznaczone, którymi drogami nie należy jeździć. Ale nie spodziewaliśmy się, że pozostałe drogi są w tak fatalnym stanie. Okazuje się, że większość dróg na Milos to drogi specjalnej troski – asfalt kiedyś może i tu był, ale dawno zawinął się i poszedł w swoją stronę. Drogi składają się głównie z dziur i żwiru na zakrętach… Z kilku takich zawracamy i próbujemy skręcać w następną, generalnie zaciskamy zęby i jedziemy. Obiad czeka!… IMG_0665 Dojeżdżamy pod jakąś knajpę i tam kończy nam się droga. Tak nagle. Więc zostajemy, bo co robić innego?

Morze szaleje. Jest potworny wiatr, wszystkie ruchome elementy wystroju knajpki łopoczą i cud, że się nie zrywają. Knajpa jest na skarpie, a poniżej – ogromne fale wbijają się w skały i wściekle atakują plażę. Obsługa mówi, że zimą fale są tak wielkie, że wbijają się do restauracji. I ten huk!…

Zastanawiamy się przelotnie, jak się trzyma nasza łódka i zamawiamy uparcie grillowaną ośmiornicę. Jest taka, jak wszystkie: gumowa :( Ale jesteśmy dzielni do końca, pożeramy, co dostaliśmy i wracamy już do domu. Znaczy: do Adamas :)

Jedziemy oddzielnie, nie pilnując się już. Docieramy do wypożyczalni, oddajemy auto na zasadzie oddania kluczyków do ręki Greka. On pyta:
– Ok?
– Ok! – odpowiadamy i na tym się kończy całe sprawdzenie auta.

Biegniemy do położonego tuż obok Carrefoura na szybkie zakupy, bo żarcie nam wyszło. Obładowani siadami wracamy do portu i przy wejściu na keję spotykamy Rudą:
– Pisałam do was!… Dzwoniłam!… Cholera jasna, nie wiem, gdzie jest wypożyczalnia!… Nie mogłam trafić!…
Faktycznie, wszyscy mieliśmy telefony gdzieś pochowane i nikt nie słyszał. Ruda na szczęście ogarnięta jest i się połapała sama, ale jad jej kapał z ząbków jeszcze pół wieczoru :)

Środa, Adamas, Milos – Livadhion, Serifos
Czyli mafię zesłał bóg

Z Milos wychodzimy o 8 rano. Załoga głównie śpi. Mocno buja, w ciągu dnia wieje nawet szóstka, chłopaki na deku w szelkach. Żagle postawione, gnamy jak pocisk. Za sterem Serwan, obok Wilczy, na jednej ławce śpi jOrka, przypięta do jachtu. Ja się plączę pod pokładem i mam mnóstwo energii. Posmarowałam naleśniki dżemem i zaniosłam chłopakom w ramach śniadania. Posprzątałam, pozmywałam, no plączę się jak robaki po śmietniku.
– Ej, chcecie herbaty? – pytam tych dwóch na deku, tam wieje i zimno, więc herbata jest dobrym pomysłem.
– A dasz radę zrobić? – odpowiadają bez sensu.
Wzruszam tylko ramionami urażona. Co, ja nie dam rady?!? ;p Buja, no dobra, ale kuchenkę przestawiliśmy w tryb sztormowy na początku rejsu, nie?… IMG_0705

Z dziennika pokładowego:
BARDZO BUJA
Załoga w szelkach na pokładzie.
Ruda w szelkach pod pokładem.

O 1530 cumujemy w Livadhionie na wyspie Serifos. Na kei jest słupek z prądem, ale popsuty. Dziewczyny poszły zapytać o ten prąd:
– Dzień dobry, czy będzie prąd na kei?
– Nie. Popsute. Od 13 dni.
– To może dziś będzie naprawione?
– He, he, he. Nie. Jesteśmy w Grecji!…

Serifos
Cyklady Zachodnie. Powierzchnia wyspy: 78 km². Długość linii brzegowej: 70 km. Mała, surowa wyspa z kilkoma żyznymi dolinami. Uprawia się tu winorośl, figi, migdały. Są też złoża metali kolorowych.

No i wszystko jasne. Niemniej jednak załoga chciałaby się troszkę umyć, a do tego jest potrzebny prąd. Ciągnięcie go z akumulatora może się źle skończyć… Szukamy innych opcji. Pytamy o prysznic w knajpie, proponują nam 8 euro od osoby, zabijamy ich śmiechem, zakopujemy ciała i idziemy do sklepu po zakupy.

Sklepów na nabrzeżu skolko ugodno, w każdym mniej więcej to samo, przed budynkiem chłodnie, a w nich zamrożone na kamień nie-wiadomo-cosie, żadnego rozsądnego mięsa, żadnej rozsądnej wędliny, warzywa jakieś takie zdechłe. Obchodzimy wszystkie sklepy po kilka razy, w końcu decydujemy się na jakieś zakupy. Rezultat podsumowuje Wilczy:
– Całego Mythosa wykupiliśmy ze sklepu. Były dwie zgrzewki…

Tymczasem na kei pojawia się pan, który dysponuje kluczami do klap z kranami z wodą. Idzie od początku kei do końca i nalewa wszystkim potrzebującym. My niby jesteśmy średniopotrzebujący, ale nalewamy na wszelki wypadek, bo jak wiadomo, lepiej mieć tę wodę niż jej nie mieć, w końcu nie wiadomo, gdzie będziemy nocować następnego dnia.
Okazuje się, że zużyliśmy jej bardzo mało, ale i tak płacimy ryczałt: 5 euro. Negocjować z panem nie idzie, trudno.

Wracamy do kwestii alkoholu.
– Moczymorda brzmi dumnie – stwierdza autorytatywnie Waluś.
– A ja tam nie jestem pijakiem – oznajmia nagle Ruda.
– A czym? – wszyscy są zainteresowani.
– A pijanicą!

Livadhion

Szwendamy się po nabrzeżu i okolicach. Najbardziej dziwi nas stado… kaczek!… Mieszkających najwyraźniej na plaży, kompletnie nieprzejętych obecnością ludzi, kotów i samochodów tuż obok.

Idziemy kawałek drogą wśród wielkich trzcin, to jakaś lokalna dróżka prowadząca do głównej trasy do Chory (czyli głównej części miasta, położonej na wzgórzu).

Odkrywamy różne lokalne smaczki typu zardzewiała furtka donikąd :)

W międzyczasie jakiś gyros pita kotopoulo się zamarzył, więc zaczęliśmy zamawiać w jednej z knajpek. Po kolei dobijali do nas kolejni załoganci i każdy się decydował, więc w rezultacie z pierwotnych dwóch zrobiło się 8 gyrosków, pan w knajpie był zachwycony. Konsumpcję uskuteczniliśmy na jachcie z wielką uciechą i smakiem :)

Wieczór spędziliśmy znów na grach i zabawach towarzyskich.
– Ja myślę, że… – zaczął Waluś i zaciął się, widząc wycelowany w niego aparat.
– No?… – popędzamy go wszyscy.
– Ale wytnij wszystkie brzydkie wyrazy i powiedz to, co chciałeś powiedzieć – podsunął Wilczy.
– Właśnie dlatego zamilkłem – odparł Waluś.

– Ja jestem za tym, żeby zabić Rudą, podpadła mi ze dwa wieczory temu…
– Ale Ruda zrobiła obiad, dopiero go wsunąłeś, nie można tak…
– Ale skoro już go zjadłem, to teraz mogę ją zabić.
– Ale Ruda jutro też zrobi obiad!…
– Zabijmy Walusia…

– Ja wiem, kto jest w mafii – powiedział Waluś i teatralnie odwrócił się i spojrzał na jOrkę…
– To też lekarze i taksówkarze… – dodał Wilczy.
– Tudzież wioskowe głupki…
– Ruda, cofam to, co powiedziałem, zabijmy jOrkę!
– A jOrkę to za co? Dopiero co pozmywała.

– Mafię zesłał bóg, coś innego przecież mógł…
– W mafii albo jest Aga, albo jest psyche… – Wilczy.
– Albo jest Wilczy… – psyche.
– Nie, mnie się ta koncepcja wcale nie podoba! – Wilczy.
– Zabijmy Walusia i… zabijmy Walusia!…

Po długich dyskusjach i burzliwym przekonywaniu reszty społeczeństwa, że Wilczy jest katanim (bo mnie utłukli, głąby), udało im się zabić Walusia. Serwan, jako bóg, zaproponował:
– Waluś, przyznaj się…
Waluś w odpowiedzi zanucił motyw przewodni z “Ojca chrzestnego” :)

Potem wróciliśmy do dyskusji o prysznicu i wyszło nam, że Agnieszka będzie się myć w zagotowanej wodzie, którą Waluś będzie wlewał przez okienko do łazienki.
– Zapalimy wam broadway i na deku się myjcie!…

Przy okazji powstało podanie o imprezę z piątku na sobotę z akceptem Walusia, czemu akurat nie ma się co dziwić.

W końcu padliśmy spać – wszyscy oprócz Walusia, który poszedł właśnie imprezować ze środy na czwartek na jacht obok. Kiedy pakuję się po pijaku w koję, Wilczy chrapie. Bardzo staram się go nie obudzić, dzięki czemu walę się we wszystko obok: w sufit, w bok… Ale jakoś się moszczę.

Waluś z kolegami drą ryje, ale to nic, gorsze jest to, że używają piszczałki, która skutecznie potrafi wyrwać ze snu. Zwlekam się więc z koi i wystawiam głowę przez zejściówkę, drąc ryja do nich zwrotnie, żeby się uciszyli. Nie pomaga za bardzo, dopiero reakcja Serwana robi z tym porządek i wreszcie zasypiam…

IMG_0761

Czytaj dalej, część 6 – Serifos-Kithnos-Kea-Lavrion-Warszawa

Odpowiedz

Skomentuj
Podaj swoje imię

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość? Skąd przybywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd dążyli? Alboż kto wie, dokąd dąży?

Denis Diderot "Kubuś Fatalista i jego pan"

Najchętniej czytane