Strona głównaKrajeGrecjaRejs po wyspach greckich, maj 2012 r., cz. 2

Rejs po wyspach greckich, maj 2012 r., cz. 2

Rejs po wyspach greckich w odcinkach:
Część 1 – Warszawa-Lavrion
Część 2 – Lavrion-Kithnos-Siros
Część 3 – Siros-Mykonos-Delos-Naxos
Część 4 – Naxos-Amorgos-Santorini-Ios
Część 5 – Ios-Milos-Serifos
Część 6 – Serifos-Kithnos-Kea-Lavrion-Warszawa

Niedziela, Lavrion – Lutra, Kithnos
Czyli już znikają główki portu

Serwan zrobił pobudkę o 0800. O 0900 wyszliśmy z portu, postawiliśmy foka, potem grota i zalegliśmy na pokładzie.
Ruda i Agnieszka skarżyły się na dyskotekę w nocy, nikt poza nimi jej nie słyszał :)

– Psyche będzie śpiewać. Psyche może śpiewać… Ma pozwolenie na śpiewanie. Raz w roku.
– Naprawdę?!?… Mogę?!?…;)

Wilczy bawi się chartplotterem i ciągle wynajduje coś nowego. Skończyła nam się woda w jednym ze zbiorników, a deska rozdzielcza pokazuje, że jeszcze jest w połowie pełny. Hydraulika nadal daje nam popalić…

Z dziennika pokładowego:
0500: deszcz w Grecji.
Prognoza: 1-9 km, deszczowo.
0900 wyszli. Wiatr: 5B, silnik. Kombinują z fokiem i grotem oraz silnikiem. Wiatr zdycha. Potem się pojawia. Czas na obiad!

Na obiad był kurczak z warzywami i makaronem. Jak zwykle pyszny :) Potem załoga znów zaległa. Wilczy stoi za sterem. Ja czytam przewodnik. Wyczytałam z niego, że ludzie na wyspie Kithnos zajmują się wyplataniem KALOSZY. Potem odkryłam, że mają miejscowość KANALIA. Oczywiście chodziło o kosze i miejscowość Kanala, a czytać z pomyłkami nauczyłam się chyba od Blond Wiedźmy :)

Kithnos
Cyklady Zachodnie. Powierzchnia wyspy: 90 km². Długość linii brzegowej: 98 km. Główny port wyspy: Merichas na zachodnim wybrzeżu. Miejscowość Lutra na północno-wschodnim wybrzeżu słynie z gorących, siarkowych źródeł, bijących na stokach dawnego wulkanu.

Psyche w banderce z rogami…
Kapelusz i jego Serwan ;)
Lutra, w porcie rybackim
Lutra, w porcie rybackim
Przyroda. Rozbuchana :)
Lutra, restauracja Sofrano
Talerz owoców morza :)
Lutra

O 1645 wpłynęliśmy do Lutry na wyspie Kithnos. Po naszej lewej burcie – Rosjanie. Po prawej – Niemcy. Komentarz do rzeczywistości:
– A my znowu między Ruskimi a Niemcami…
Niemcy przecumowali się dalej na takie dictum i obok nas stanęli Francuzi. Ale furt pod niemiecką banderą…

Przy okazji podłączenia się do wszystkich możliwych mediów korzystamy z gniazdek na 220 V. Pakuję się przez Serwana w mesie do tego gniazdka i narzekam:
– Ale ty gruby jesteś!… Normalnie tłuścioch!…
– Rejsowa kuchnia mi nie służy…
– Na Bugu we Włodawie przybyło pięć…
– Na Serwanie w Lutrze przybyło siedemnaście…

Z dziennika pokładowego:
Woda i prąd z automatów na kartę, wszyscy korzystają na nielegalu. Wi-Fi jest w restauracjach ale płatne (dla klientów). Sklep ma komputer, możliwe podłączenie do sieci.

Na wielkich kamulcach, robiących za falochron i wiatrochron – kolorowa reklama piekarni “Artofori bakery”. Aż zachciało się świeżej bułeczki…:)

Obok – przedziwna konstrukcja czegoś w rodzaju mostu, urwana kawałek za końcem nabrzeża. Dalej typowy port rybacki z masą porozkładanych sieci, kutrami i kotami, potem plaża, a na niej stoliki knajpek. Z drugiej strony zatoki – gorące źródła, potem na zboczu coś w rodzaju zameczku.

Restauracja Sofrano
Restauracja Sofrano

Na kolacji wylądowaliśmy w knajpce Sofrano, w której kelnerką była Polka. Wzięliśmy lokalne wino na spróbowanie: półlitrową karafkę białego, półlitrową – czerwonego. Zgłodnieliśmy.
– To może octopus salad?
– Nie – powiedziała pani. – Nie mam tego. To znaczy mam, ale wam nie dam. Chcecie talerz owoców morza?
Chcieliśmy.

Dostaliśmy: rybki, ośmiornicę, kalmary i krewetki oraz bardzo dobry ser. Wzięliśmy więcej wina…;)

Po kolacji część załogi poszła na spacer. Dookoła zatoczki, po schodkach w górę…
Wracamy obok zamku, który budzi niezdrowe zainteresowanie. Ogrodzony płotem, w płocie furtka.
– Może jest otwarta – mówi Ruda.
No to pchnęłam bramkę i… otworzyła się!…
Niewiele myśląc – weszliśmy na teren. Mocno zarośnięty, widać, że nikt się tym za specjalnie nie interesuje, chociaż miejsce jest przecudne, z pięknym widokiem na zatokę, a i architektura budowli niecodzienna. Usiedliśmy na tarasie z widokiem, pogapiliśmy się na port, na zatokę, na morze i w końcu opuściliśmy gościnne progi niezwykłego miejsca. Wracając na łódkę zauważyliśmy w zaułku dziwne urządzenie z kołowrotkiem.
– Ooo!… To jest maszyna do robienia czegoś z czymś!… – wykazałam się inteligencją.
– To jest maszyna do robienia konserwy turystycznej – sprostował Serwan.

Zbliżamy się do łódki.
– Skończyły się żarty, zaczyna się trap – oznajmił Wilczy.

Na koniec dnia poszliśmy jeszcze skorzystać z tych gorących źródeł. Serwan z Małgosią weszli do kolan, my z Wilczym uparliśmy się położyć w tej wymieszanej wodzie. Faktycznie, ze źródełka leciała gorąca woda, tak gorąca, że można się było poparzyć. Mieszała się z chłodną wodą morską bardzo nierównomiernie, w związku z czym były albo zimne albo ciepłe obszary, nic pośrodku :)

Po wytaplaniu się w wodzie o głębokości do kolan wróciliśmy na łódkę się wykąpać, zmyć z siebie to morze… Więc znów zaczęły się komentarze:
– Serwan warczy…

Pompka od wody jest umieszczona w lewej rufowej łazience, dzięki czemu w lewej rufowej kabinie doskonale słychać, jak ktoś korzysta z wody. A pompy zęzowe potwornie hałasują podczas pracy…

Rozmawiam z Wilczym o tym, że rano jest nieprzytomny. Wilczy jak zwykle nie chce się ze mną na jakiś temat zgodzić:
– Mam cię kopnąć w nabiał?
– Gdzie ja mam nabiał?… Mleka nie daję…
– Mleka nie dajesz, nic nie dajesz…
– Kur nie znosisz – do rozmowy włączyła się Ruda.
– Widziałem, jak kurczaki żarła – skwitował Serwan.

Poniedziałek, Lutra, Kithnos – Ermoupoli, Siros
Czyli wszyscy śpią z Walusiem

Serwan znowu zerwał się skoro świt i o ósmej wyszedł z portu. No to wstałam, co by odbijacze pochować. Powrzucałam je do kokpitu najpierw, na to wyszedł Wilczy, podrapał się w głowę i mówi:
– A, to psyche zrobiła ten bałagan!…

Potem zaczęli stawiać żagle, a ja udawałam, że umiem sterować na wiatr ;p Po śniadaniu istotnie sobie posterowałam, czego efektem był nieduży zygzak, ale to nie moja wina, to wiatr się odkręcił!… W rezultacie trzeba było jednak odpalić katarynę i nie wygłupiać się z grotem.

Trasa rejsu, nieco krzywa :) To jam ten zygzak uczyniła :)
Trasa rejsu, nieco krzywa :) To jam ten zygzak uczyniła :)

Płyniemy na wyspę Siros po resztę załogi – jOrkę i Walusia. Waluś uprzedzał o sobie SMS-ami: “Skondensowane zuo wylądowało”, “Nie śpimy… zwiedzamy.”, “Nie brać autostopowiczów. Stop. Listonosz puka 2 razy. Stop. Potrzebny sok z jabłek. Stop. Posiadam żubrówkę :D Stop”. To nie była pierwsza żubrówka, ale jak i poprzednie została przyjęta entuzjastycznie ;)

Z dziennika pokładowego:
Po wypłynięciu zaczęło piszczeć zabezpieczenie ładowania akumulatorów (?). Odnaleziono schowek obok nawigacyjnej za poduszką. Zresetowane guzikiem “ON/OFF”. Żółta (charge) świeci się, gdy silnik jest na obrotach (na luzie nie).
Łódka piszczy niezidentyfikowanym piskiem jednostajnym spod nawigacyjnej. Volty są, Amperów nie ma.
Psyche samodzielnie prowadziła jacht, bo Serwan poszedł spać, a Wilczy s[zamazana literka]ać.

Ruda uśmiecha się do tzatzików ;)
Obiad na deku
Zainteresowanie Serwana sięgało daleeeeko…
Wilczy nie może się zdecydować, za którym kołem usiąść…

Ruda zrobiła kanapki. Ona to dobra kobieta jest…;)

Rozmawiamy o zakupach. Bo tu mają sieć Carrefour Express.
– O, tam to wszystko jest. Jak my ostatnio poszliśmy do Piotra i Pawła, to nie było kefiru.
– Jak to? Naprawdę?!?… To w ogóle możliwe?
– Nie wiedziałem, że w Grecji jest Piotr i Paweł…
– No jest i nazywa się Paulus i Piotrus.

Po drobnych poszukiwaniach stwierdziliśmy, że nie mamy tratwy. Po jakimś czasie się znalazła, ale teraz byliśmy na etapie wyszukiwania wad jachtu. Za największą wadę uznaliśmy brak stewardess roznoszących drinki…

Siros
Cyklady Centralne. Powierzchnia wyspy: 96 km². Długość linii brzegowej: 87 km. Główny port wyspy: Ermoupoli na wschodnim wybrzeżu, jest również stolicą administracyjną Cyklad. Wyspa niegdyś była bastionem katolicyzmu na Morzu Egejskim.

Wpływamy do portu Ermoupoli. Kręcimy się po deku, ja wypatruję jOrki i Walusia i… widzę ich, widzę!… Leniwie idą nabrzeżem, nad nimi unosi się balonik. Zaczynamy jazdę z cumowaniem, trochę to trwa, jeszcze podbieramy kotwicę, jeszcze coś, jeszcze coś…

Stoimy dwa metry od brzegu, jOrka z Walusiem stoją na nabrzeżu naprzeciwko nas, przyglądając się nam z beznadziejnym wyrazem twarzy.
– A może wpuścimy ich na pokład?…
– Eee… a mają coś dobrego do jedzenia?…

Załoga
W dzienniku pokładowym załoga została określona mianem: “sami menele” ;)

serwan Serwan – zwany przez niektórych Tomkiem, zrywał się skoro świt i kapitanił :)
wilczy Wilczy – Prawdziwy Wilk Szuwarowo-Bagienny, nie, żeby od razu prawa ręka kapitana, ale pomocne zwierzę :)
malgosia Małgosia – czyli ozdoba kapitana, niespotykanie spokojna osoba, mrucząca czasem pod nosem trafną ciętą ripostę ;)
psyche psyche – psyche vel Ruda Żmija, Wielki Odkurzacz z żołądkiem jak dół na kompost :)
ruda Ruda – najlepszy kuk na świecie z zacięciem filozoficznym :)
agnieszka Agnieszka – mały diabełek, czyli kleine Teufel, pełna energii :)
jorka jOrka – czyli #żagle rządzą, wolała zdecydowanie pokład od kambuza :)
walus Waluś – Naczelny Mafiozo Rejsu, Killer Ostateczny…;)

Z dziennika pokładowego:
1700 Udało się zacumować. Prąd i woda w automatach na kartę, Wi-Fi z restauracji płatne lub dla klientów.

I tak na deskach naszego pokładu pojawił się osławiony Waluś.

Wszyscy śpią z Walusiem (i nie pamiętam, skąd to się wzięło…). Waluś służy za straszak:
– Bądź grzeczny, bo będziesz spać z Walusiem!…

Działa idealnie, szczególnie, jak to się mówi samemu Walusiowi…;)

Waluś znalazł sobie miejsce w kuchni, zadomowił się tam, pokroił mięsko obiadowe i oznajmił:
– Porzucam trochę mięsem.

Wilczy zmuszony do gitarzenia
Wilczy zmuszony do gitarzenia

Siedzimy na deku, pijemy żubrówkę, Wilczy tłumaczy Walusiowi, o co chodzi z gitarą:
– Interfejs wejściowy – pokazuje struny. – Przykładasz siłę kinetyczną – poruszał strunami. – I zamieniasz to na częstotliwości…

Potem Wilczy zaczął tworzyć:
– Jesteśmy na wczasach…
– W tych góralskich lasach – dokończyli wszyscy, ale Wilczy miał własną wersję:
– W tych greckich popasach… Słoneczko nie świeci, z czego już cieszą się dzieci…
– Graj, bo cię spoję – zagroziłam Wilczemu, który sobie plumkał.
– Zamiast grać, wolę, żebyś mnie tak solidnie spoiła – zaśpiewał w odpowiedzi. – Z tego, co pamiętam, to dawno tego nie robiłaś… Napiłbym się jakiejś dobrej żubrówki, lepsza taka wódka niż… – tu Wilczemu zabrakło słowa, więc dokończył Waluś:
– Dzikie mrówki!…
– Tak! Bo mrówek też nie jadłem nigdy i mrówki muszą być niedobre! – śpiewał dalej, improwizując, Wilczy.

Agnieszka przepycha się na “swoje” miejsce w kokpicie.
– Och, kręcisz się, jak osławione robaki po śmietniku!…
– No, ja je znam!…

Wilczy jakoś tak stoi, jakby na coś czekał i popędzał towarzystwo.
– Wilczy, weź usiądź, bo sprawiasz wrażenie tymczasowości…

Maja of Sweden z załogą w Ermoupoli
Małgosia
psyche
Ermoupoli

Bawiliśmy się przednio, wieczór niepostrzeżenie nadszedł. Żubrówka poszła cała. Rum napoczęto. Waluś coś mamrotał o pustym kubeczku, Ruda solidnie mu polała rumu, że już cola się nie zmieściła… potem się tłumaczyła, że nie widziała, ile leje, bo flaszka jej widok zasłaniała :) Ale za to zyskała szacun Walusia :)

Na łódce obok – Cypryjczycy i chyba Rosjanie. Gramy i śpiewamy, w pewnym momencie zrobiliśmy koncert życzeń.
– Polish song, polish song! – usłyszeliśmy, więc co poleciało?…
– Szła dzieweczka do laseczka!…

Zgłodnieliśmy.
– Tu niedaleko jest gyros pita… – poinformowali nas Waluś z jOrką, którzy zapoznali się dość dobrze z okolicą. Więc czym prędzej ruszyliśmy na wyprawę. Było gyros pita chrum chrum. Kotopoulo nie mieli.

Czytaj dalej, część 3 – Siros-Mykonos-Delos-Naxos

Odpowiedz

Skomentuj
Podaj swoje imię

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Jak się spotkali? Przypadkiem, jak wszyscy. Jak się zwali? Na co wam ta wiadomość? Skąd przybywali? Z najbliższego miejsca. Dokąd dążyli? Alboż kto wie, dokąd dąży?

Denis Diderot "Kubuś Fatalista i jego pan"

Najchętniej czytane